sobota, 26 lutego 2011

Esej zamiast romansu - bo nie wolno kochać


Dla czytelników Córki Agamemnona polski język przygotował niespodziankę interpretacyjną godną mistrzów psychoanalizy – Tirana brzmi prawie tak samo jak Tyrania. Żyjącym w albańskiej odmianie komunizmu więźniom cudzych ambicji nie było tak łatwo pojąć, w czym rzecz. Pojęć do analizy szukali w mitach i baśniach – wielkich opowieściach ludzkości o charakterze porządkującym.

Główny bohater a zarazem narrator powieści Ismaila Kadare tuż przed pochodem pierwszomajowym traci swoją dziewczynę Suzanę. Bo, jak głosi napis na okładce książki, „w komunistycznej Albanii nie wolno było nawet kochać”. Dokładniej rzecz ujmując, zabraniającym jest ojciec Suzany, któremu związek córki szkodzi wizerunkowo. Poświęca więc jej szczęście dla własnej kariery i umacniania porządku komunistycznego w kraju. Uczestnik współczesnego świata może mieć w tym momencie lektury uzasadnione deja vu – wszak o wizerunek z równą pieczołowitością, jak partyjni dygnitarze onegdaj, dbają dziś celebryci. Nie jest to, wbrew pozorom, mylny szlak interpretacyjny, napisana w czasach komunizmu książka, czytana po wielu latach, daje okazję przestudiowania uniwersalnych mechanizmów wzajemnego napędzania się tego, co publiczne i co osobiste, intymne. Celebrycki trop prowadzi ku konstatacji, że wciąż trwa walka pomiędzy tymi siłami, że jest to walka zasadna w każdym politycznym, czy nawet postpolitycznym systemie.
Pierwszoosobowa narracja daje szansę spojrzenia na komunistyczny system nie tyle od wewnątrz, co raczej w osobowej perspektywie, z punktu widzenia jednego trybiku maszynerii i to trybiku, który niespecjalnie sobie radzi z uzależnieniem od innych. W tej perspektywie każdy jest oskarżony i każdy jest ofiarą, rozmywa się kategoria winy. Dochodzimy do bardzo niebezpiecznej granicy, za którą rozlega się spójna symfonia ofiar i katów zamieniających się rolami. Brak przedstawionej rzeczywistości instancji moralnie nadrzędnej – chyba poety z wiersza Czesława Miłosza, który mógłby pamiętać i zapewnić, że spisane będą czyny i rozmowy. Tyranów i parady błaznów. Na szczęście, już poza literackim światem przedstawionym, paragraf etycznej powinności literatury dosięga ów system – Kadare podstępem, z narażeniem siebie i pewnie też z obawą, czy zachód zechce pochylić się nad albańską wersją komunizmu, skoro przecież ta moskiewska jest dużo bardziej trendy, wywozi do Francji rękopisy. Te, jak wiadomo z innej książki, nie płoną.
Córka Agamemnona nie jest klasyczną powieścią, ani też powieścią-relacją. Nie jest również beletryzowanym zapisem wydarzeń i spisem ludzkich sumień – choć w istocie przedstawia wiele postaw przyjętej wobec reżimu – nie ciągnie jej do reportażu. Najbliżej książce do eseju, w którym zapis bieżących wydarzeń poddaje się dyskursowi typowemu dla innego gatunku. Refleksje przeważają tutaj nad opisem. Wędrówka bohatera poprzez VIP-owskie platformy do swojego, prestiżowego sektora przypomina zarazem labirynt kafkowskiej proweniencji, jak i zdaje się być pretekstem literackim do snucia opowieści. Droga nie od wczoraj wszak w literaturze i okolicach pełni rolę sznurka, na który nawleka się sensy i w ten sposób się je porządkuje, ustawia i zadaje im pytania.
Książka reklamowana niezbyt trafnie jako historia trudnej miłości (cytowany już napis z okładki) jest więc w istocie narzędziem sprzeciwu wobec traktowania ludzkich uczuć jako narzędzia opresji. Kwestia poświęcenia szczęścia Suzany dla politycznych ambicji jej ojca przywodzi na myśl porzuconemu kochankowi Ifigenię poświęconą przez ojca – Agamemnona bogom w zamian za ich przychylność. W mitologii szuka schematu, który pomógłby mu zrozumieć sens tego działania. Analogia jest tutaj jedynie częścią refleksji, w dużej mierze toczy się dialog z mitem, a raczej z ustaloną interpretacją. Wnioskowanie prowadzi do przekonania, że nie o przebłaganie bogów chodziło antycznemu wodzowi, a o ideologiczną i moralną mistyfikację, która pozwalała mu z ofiary uczynić fundament żądań wobec poddanych. A, co warto zaznaczyć, Albańska Ifigenia w książce nie pojawia się ani razu, jej głos nie liczy się w interpretacji historii.
Jak przystało na esej, książka Kadarego ma również ambicje stworzenia własnej definicji pojęć używanych. To najważniejsze to właśnie ona – nauczycielka życia. historia. Kogo jednak właściwie uczy – nie „człowieka prostego”, że znów przywołam Miłosza. Tyranów właśnie. Historia jest zbiorem stereotypów, które docelowo wciela się w użycie i nazywa się polityką. I się replikuje. Agamemnon nie wyjaśnia kwestii bieżącej, on jest dla niej fundamentem, czy, jak kto woli używać tego staromodnego dla nauki sformułowania, archetypem. Wszystko już było i wróci jeszcze. Pewnie nie raz trzeba będzie wyciągać z pawlacza historii dekoracje totalitaryzmu. Kadare nie ma złudzeń, że jego książka temu zapobiegnie – przynajmniej nic w książce na takie zakusy nie wskazuje. To pozwala mu uniknąć historiozoficznego totumfactwa.
Kadare I., Córka Agamemnona, Świat książki, Warszawa 2011, s. 111

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz