poniedziałek, 28 grudnia 2015

Pokolenie bydgoszczan

Najciekawsze w powieści Łukasza Orbitowskiego jest wszystko to, co nie jest zbrodnią i co ze zbrodnią nie ma nic wspólnego. Okazuje się bowiem, że są to równie podejrzane elementy rzeczywistości jak użycie noża ze skutkiem śmiertelnym.

Światy
Inna dusza to jeden wielki akt oskarżenia. Udało się Orbitowskiemu powiedzieć coś, co powinno brzmieć jak banał, a u niego zachwyca przenikliwością. Świat jest błahy, momentami pretekstowy wobec ludzkich zachowań i pragnień, a z kolei te przestają się liczyć wobec ogromu beznadziei, która zasadza się na każdym krzaku i czai za każdym blokiem. Ten marazm, ten czarny PR rzeczywistości, to przesłanie przedwczesnych emo zostaje w powieści non-fiction (gatunek wciąż do ustalenia, zdefiniowania) ubrane w serię najprawdziwszych obserwacji z ciasnego świata lat dziewięćdziesiątych minionego wieku. Bydgoszcz to miast duszne, które trudno przewietrzyć, wciąż próbujące wziąć głębszy oddech, ludzie tu żyją, próbując dorównać swoich wyobrażeniom – czyli jak wszędzie – a te wyobrażenia dają się złożyć w piękną patologię, którą nie pogardziłby niejeden psychoterapueta.
Powtórzę po wielu recenzentach, ale nie sposób tego waloru nie podnieść. Nawet gdyby w Bydgoszczy Orbitowskiego nie wydarzyła się żadna spektakularna zbrodnia, nawet gdyby nie udało mu się stworzyć tak ciekawej formy narracyjnej i nawet gdyby jego bohaterowie zaszeleścili czasem papierowo sypiącym się wąsem – to i tak pozostałaby to książka więcej niż godna uwagi. Rzeczywistość lat dziewięćdziesiątych została tu sportretowana z takim wyczuciem autentyzmu, że pozazdrościć mogą autorowi Innej duszy wszyscy, którzy mieli się za głos dorastającego wówczas pokolenia (jak niegdyś Paulina Wilk). Autor Szczęśliwej ziemi ma pełną świadomość, że konkret czyni kontekst, a kontekst buduje się z nawarstwiania konkretów. Dowodów na istnienie tamtego świata – dowodów pamięci – ci tu w bród, najważniejsze jednak, że zagrały one w scenach beznadziei i nadziei, wyraziły stojące za nimi tęsknoty, pokazały swą służebność w kreowaniu lepszego świata.

Literatury
Pomysł na książkę nie wyszedł od samego Orbitowskiego. Tym razem podsunął mu ją wydawca – próbujący znaleźć niszę na coraz rozleglejszym rynku polskiej literatury non-fiction. Jeśli Inną duszę uznać za typowy projekt Od Deski Do Deski, to ambicją wydawnictwa okaże się również konfrontacja nurtu non-fiction z literaturą jako taką, postawienie jej przed zwierciadłem i zadanie pytania: „Lustereczko, powiedz przecie”. A to ponoć nie kłamie. Orbitowskiemu udała się sztuka rzadka – sportretować gatunek, pisząc zarazem powieść (czyli de facto poza gatunek wychodząc), i to w zupełnie odmiennym stylu. Najważniejsza z tych krytycznoliterackich konstatacji dotyczyłaby samej potrzeby tworzenia książek biograficznych, faktograficznych, zbierających w całość wydarzenia bądź kruszących je na kawałki na potrzeby swoiście rozumianej transparentności świata, który nas otacza. W klasycznym non-fiction zapewne rozważania o przyczynach morderstwa, motywacjach młodego zabójcy zakończyłyby się na postawieniu zgrabnego narracyjnego pytajnika: czy byłby to system pytań wynikających z poczynionych badań, domniemań wyciągniętych zza oglądniętej szafy, czy przewierconych słów którejś z odbytych rozmów – wszystko jedno. Każde z tych rozwiązań swoim pomysłem na powieść autor Innej duszy falsyfikuje, a jeszcze wcześniej obnaża jako dalekie od non-fikcjonalnych założeń. Jednocześnie dowodzi siły fikcji jako takiej, która tkwi w prowadzeniu rozległej narracji, w znajdowaniu kontekstów, szukaniu szczegółów uwiarygadniających zasadę, prawidło, zdarzenie, człowieka. Wskazuje zarazem pewne przejście od literatury artefaktycznej, wypełnionej znamionami, oznakami, tropami, atrybutami wreszcie, próbującej budować spójny obraz świata, do literatury pełnej niepewności, znaków zapytania, niemożności ogarnięcia świata inaczej niż poprzez złapanie go za nogi, a zarazem wykorzystującej rzeczywistość – rzeczy, obserwacje, charaktery – do diagnozowania. W gruncie rzeczy non-fiction w wydaniu Orbitowskiego to podsumowanie ruchów, które zachodziły na literackiej szachownicy przez cały wiek XX i właśnie osiągnęły jako taki status równowagi.

Zbrodnie

Co jednak z samym zabijaniem, co z duszą mordercy, sercem, uczuciami, emocjami? Zwolennicy krwawych scen będą zawiedzeni, ale ten swój niedosyt będą mogli karmić już od pierwszych stron. Orbitowski rzuca przecież swoje zbrodnie na szerokie społeczne tło, daje wybrzmieć życiorysowi sprawcy, sprawdzić się jego obsesjom. W dodatku, żeby pozbawić tych morderstw jednoznacznego wymiaru, zabiera im trzecioosobowego narratora, konstruując swego rodzaju hybrydę – świadka wydarzeń, towarzysza, który zarazem świadkiem i towarzyszem nie jest, mając świadomość i będąc – używając sejmowej nowomowy – depozytariuszem wiedzy niczym najlepiej skonstruowany narrator wszechwiedzący. W konsekwencji nad światem przedstawionym wisi widmo niespełnienia, jakiegoś jakby i jakiegoś gdyby, a także jakiegoś ale.
Sam morderca jest zwykły i niezwykły zarazem. Absurdalności jego czynów nie osłabiają ani rodzinne relacje, ani towarzystwo, ani nawet skłonności (słynna już scena z zabijaniem kotków) czy cechy charakteru. Żaden czytelnik nie złapie się na psychologiczne sztuczki, bo też i mechanizmy opisywane przez autora nie temu służą. W gruncie rzeczy właśnie obnażają nietożsamość zbrodni i świata zbrodniarza, zgrabnie zarzucająca mieczem Damoklesa: każdy mógłby to zrobić. Szukanie wyjaśnień jest tu kompletną bezradnością, nieferowanie wyroków nie wynika z humanitarnej roli sztuki, ale z pewności, że każdy byłby unikiem. Pozbawiając swoją książkę atutów paraboli, Orbitowski daje w zamian zalety exemplum. Obnaża zasadę rządzącą światem, która jednak nie została sformułowana, na dosadnym przykładzie. Tyle. W życiu bowiem nic nie ma oprócz życia. I śmierci.

Łukasz Orbitowski, Inna dusza, Od Deski do Deski, Warszawa 2015