niedziela, 14 sierpnia 2011

(Auto)portret z literaturą


Książkowe spotkania z Janem Błońskim niekoniecznie kończą się lekturowym zachwytem. Czytelnik, nawet jeśli zdarzyło mu się bawić w filologa, co i rusz czuje się jakby spozierał w przepaść i głębię myśli niedającą się przejrzeć do końca. To rodzaj wymagającej przyjemności, której coraz rzadziej dostarczają współczesne książki krytycznoliterackie.

Pewnie, że to nie miejsce, aby wypominać niedostatki współczesnej krytyki i nadymać się Błońskim w obronie przed jej mielizną. Zaznaczyć jednak pewną miałkość, nieskończoność, dążność do efektu, a nade wszystko przerost formy nad treścią (czy i ten blog, jak i inne blogi ciągnące się kilometrami internetowych kanałów nie są dalekim echem tego kryzysu?) – niech mi będzie wolno. Bo w działaniach krytycznych autora Zmiany warty trudniej dopatrzyć się takiego tromtadractwa, łatwiej zaś o konsekwencję, jedno-myślność, jak i przekonanie, że krytyka literacka kształtuje samą literaturę, a nie jedynie ją promuje. To podstawy, fundamenty, dla wielu – oczywistości. W wywiadach z Janem Błońskim, zajmujących ostatnią część recenzowanej książki pojawiają się wątki dotyczące sposobów krytycznego obcowania z największymi pisarzami (Miłosz, Gombrowicz), kulis nagrody Kościelskich, kiedy zaś przychodzi do ocen literatury po ’89 – profesor wycofuje się chyłkiem, ostrożnie nawraca na kontekst polityczny, z pewną taką nieśmiałością typuje twórców dających sobie szansę na literacki sukces. Zdecydowanie unika rankingów. Wydaje się, że walczy w nim o lepsze krytyczna i historycznoliteracka poza.

Przekorny – czyli jaki?
Nie jest to książka jedynie w tym przekorna. W ogóle trzeba ów tytuł koniecznie podkreślić. Biorąc książkę do ręki, miałem wrażenie, że tytułowy przymiotnik ma w jakimś stopniu zastosowanie celebryckie, przekora bowiem kojarzy mi się z kontestacją i – cóż zrobić, takie czasy – tania prowokacją. Toteż obawiałem się, że wykreowany przy użyciu różnych narzędzi sztuki biograficznej tom będzie punktował charakterologiczne cechy Profesora i sypał dykteryjkami na prawo i lewo. Na szczęście i mi, i innym wielbicielom powściągliwego stylu i oszczędności w słowach, zostało to oszczędzone. Przekora zaczęła znaczyć, kiedy przy końcu lektury zorientowałem się, że ów pamiętnik i post-pamiętnik (gatunek wymyślony przeze mnie na oznaczenie uzupełnienia tekstu diariusza o inne, niemające jednolitej struktury, pomniejsze wypowiedzi diarysty), idą przede wszystkim na przekór modzie na pamiętniki, tak ostatnio dotkliwą. Co i rusz przecież pojawiają się dzienniki sławnego literata, wokół których nie zawsz utrzymuje się szum literacki, dość przypomnieć kontrowersje wynikłe z zapisków Jarosława Iwaszkiewicza. W tym wypadku przekora to przede wszystkim żelazna konsekwencja myślenia o literaturze i pójście pod prąd, zdawałoby się, aksjomatycznym opiniom o procesach literackich.
Choć ostatnia wypowiedź Profesora pochodzi z 2002, wciąż daje radę jako ważny głos w dyskusji. Weźmy dla przykładu krzykliwe spieranie się z idiomem romantycznym, którego naddatek w literaturze punktowała prof. Maria Janion, a potem spotwarzali jej liczni akolici i obrońcy lewicowej twierdzy. Błoński dopytuje się rozmówców zahaczających o ten temat i powściągliwą ironią i milczeniem dyskutantów ucina ten jakże modny temat dyskusji wśród literatów-ideologów. Wydaje się również, że przenikliwe wypowiedzi Błońskiego zebrane w jednym miejscu mogłyby wreszcie rozpocząć poważną dyskusję nad wpływem komunizmu na kształt polskiej kultury i literatury, daleką od jednoznacznych sądów i odfajkowywania nazwiska na liście pisarzy zaangażowanych.

Kolejność ma znaczenie?
Już z dotychczasowych zdań mojej recenzji zdoła uprzejmy czytelnik wywnioskować, że moja lektura nie była chronologiczna i zgodna z układem stron. Czytałem książkę jak czasopismo, pierw zabierając się za teksty najbardziej dla mnie znaczące. Z powodu filologicznego zakotwiczenia: Tajemnicę Wyki – o fascynującej relacji mistrz-uczeń w murach najstarszej uczelni w kraju, do której Błoński przybył dla tego tylko nazwiska. Dalej: wywiady z profesorem przeprowadzone przez Państwa Chwinów, rozmowa dotycząca obecności w polskiej świadomości i literaturze Czesława Miłosza i zapis rozmowy Błońskiego, Miłosza i Edelmana z okazji pięćdziesiątej rocznicy powstania wiersza Campo di fiori. Do wywiadów, które sam Błoński przeprowadzał dla „Przekroju” zaglądnąłem w następnej kolejności (polecam szczególnie rozmowę z Tuwimem oraz dwie rozmowy z Konradem Swinarskim, zaś na deser quasi-wywiad z Piotrem Skrzyneckim - zabawa przednia).
Do pamiętnika zajrzałem na ostatku i zaskoczenie było dość spore. W pierwszym rzędzie – stylistyczne. Pamiętam z lektury tomu wspomnieniowego o Kazimierzu Wyce, jak Błoński zarzucał swemu autorytetowi rozwiązłość językową i styl nazbyt kwiecisty. A tu dziennik stylistycznego purysty aż skrzy się od stwierdzeń rozbuchanych, dających prymat słowu na zawartością. Oczywiście, jest w tym, dla mnie szalenie interesująca, stylizacja na barokowy diariusz polskiego szlachcica, niemniej – że tak powiem – nie spodziewałbym się. Poza tym lektura pamiętnika wydaje się bardziej wymagająca intelektualnie niż zebrane wywiady – a to z tego powodu, że autor nie miał potrzeby natychmiastowej konfrontacji myśli z odbiorcą. Zawiodą się ci, którzy szukali sensacji obyczajowych, szczegółów z tzw. życia i rodzinnych anegdot. Jeśli są, mają swój ciężar w wyrażaniu spraw istotnych. Pamiętnik, co by o nim jeszcze nie powiedzieć, jest również świadectwem dojrzewania pewnej formacji kulturowej, która do głosu dojdzie tuż po wojnie, w różnym stopniu zarażona II rzeczpospolitą i okupacyjnym terrorem. Świadectwem, czynionym z perspektywy osobnej, kogoś, kto sam stwierdza, że „pochodzenie jego pstre”. Za późny jestem, żeby to stwierdzić na pewno, ale wyobrażam sobie, że walec historii zrównał wszystkie tego typu pstrokacizny i że również o tym jest ta książka (w dalszych fragmentach wspomina o tym Błoński mówiąc chociażby o Konstantym Jeleńskim czy Konstantym Puzynie).
Jan Błoński, Błoński przekorny. Dziennik/wywiady, Znak, Kraków 2011