czwartek, 27 stycznia 2011

Tarnów - opowieść szyta na miarę. O wieczorze autorskim Radosława Kobierskiego.


„Dużo piszemy o sobie” – dokonał oceny najnowszych trendów literackich Radosław Kobierski. Dwugodzinne spotkanie z pisarzem, jakie odbyło się 14 stycznia w tarnowskiej Czytelni przy Krakowskiej 4 dotyczyło jednak przede wszystkim jego najnowszej książki Ziemia Nod, której akcja dzieje się w Tarnowie i okolicach.

W takiej sytuacji zwykło się mówić, że sala pękała w szwach. Aż takim literackim optymizmem nie wiało z czytelnianej sali, przecież niewielkiej, jednak przybyłe towarzystwo należy uznać za liczne. Być może ciekawostką byłaby znaczna przewaga osób starszych, gdyby nie organizator spotkania – jedna z filii Biblioteki Publicznej, a dokładniej: działający przy niej klub czytelniczy. Jak można się było przekonać – zwarty i gotowy. Niewiele tarnowian niezwiązanych z działalnością Literackiego Klubu „13” wzięło w spotkaniu autorskim udział. A tego typu literackie celebry nie zdarzają się wszak w naszym mieście co weekend.

Dlaczego Tarnów?
Radosław Kobierski wygląda nieco niedzisiejszo, mieszcząc się w kanonach stylu wczesnych lat 70-tych i stwarzając tym samym odpowiedni nastrój do inteligenckiej dysputy z rodzaju tych zamierzchłostudenckich – z czasów, kiedy studia nie skojarzone jeszcze były z wyścigiem pewnych gryzoni. Miało się momentami, również za sprawą tembru głosu pisarza i jego snutych z pełnym skupieniem opowieści, wrażenie uczestnictwa w zebraniu zakazanym. Potęgowała ten stan z pewnością tematyka prezentowanej książki. Wydaje się godne uwagi podkreślenie autora, iż było to pierwsze z planowanych spotkań promujących „Ziemię Nod”. W ten sposób pisarz chciał być może spłacić trybut miastu, które tak wdzięcznie posłużyło mu za materię powieściową.
Tarnów nie pojawia się w powieści Kobierskiego (dodajmy, że po raz kolejny) przypadkowo – to rodzaj hołdu złożonego przodkom i miastu, które kształtowało świadomość pisarza. W pewnym bowiem stopniu autor „Ziemi Nod” jest tarnowianinem – po ojcu, który wywodzi się z tegoo miasta. Rodzinne sentymenta w książce ustępują jednak rzetelnej dawce historycznej wiedzy, z której, niczym z klocków, buduje się opowieść fikcyjną, ale zachowującą smak i zapach Tarnowa, a także opierającą się na sztafażu wydarzeń związanych z miastem, z Lisią Górą i innymi okolicznymi miejscowościami. Postacie książkowe zawdzięczają swe literackie żywoty pogłębionej kwerendzie – Kobierski nie ukrywał swych fascynacji dziełami historyków dokumentujących historię grodu.

Historia czy wyobraźnia?
Pisarz nie jest jednak historykiem. I choć na kartach powieści pojawiają się nazwiska – jak Fusiarski czy Kudelski – związane z miastem, to jednak nie ich biografie stanowią clou utworu. Raczej – próba radzenia sobie z przemijaniem, które nie ma w sobie owego patetycznego pierwiastka, nie odpowiada kryteriom wzniosłości i nie przybiera formy typowej dla stylu wysokiego (zgodnie z antyczną zasadą decorum). Ziemia Nod to kwesta na rzecz ludzi, którzy, nie z własnej winy, a z wyroków ślepego losu, znaleźli się na śmietniku historii. Nie dziwi, że wśród tarnowian zgromadzonych na spotkaniu autorskim żywo toczyła się dyskusja o proporcjach historii i fikcji, ani tym bardziej sugestie, aby czytać (szczególnie część pierwszą powieści) jako zbeletryzowany przewodnik po mieście, którego już nie ma. Nietrudno wyobrazić sobie, promowanie uroków Tarnowa poprzez książkę Kobierskiego i odwoływanie się do jej fabuły w celu promocji historii miasta. tym bardziej trudno pojąć, dlaczego w organizację spotkania autorskiego nie zaangażował się nikt poza miłośnikami literatury z jednego z oddziałów publicznej biblioteki. Casus Jacka Dukaja - tarnowianina, któremu miasto szczędzi przywilejów związanych z byciem wybitną postacią polskiej sceny literackiej jest dobrym przykładem tego, jak mało miejsca poświęca się tu promocyjnym walorom literatury. Na marginesie można dodać, że Radosław Kobierski mimochodem, wspominając o etapach swej pracy nad książką, wychwalał najbardziej znanego tarnowskiego prozaika za niezwykłą precyzję kompozycyjną. A zatem, w obu przypadkach, jest się czym chwalić.

Etniczne wyliczanki
Prowadząca spotkanie autorskie Mariola Góra zwróciła, chyba jednak dość niezręcznie, uwagę na inną jeszcze, poza opozycją historia – beletrystyka, dychotomię powieści. Jej zdaniem bohaterowie pochodzenia polskiego ustępują w książce środowisku żydowskiemu, któremu autor przyznaje jakby palmę pierwszeństwa w konstruowaniu fabuły. Nastąpiła nawet próba procentowego określenia miejsca w fabule przeznaczonego dla Polaków i Żydów, gdzie ci ostatni nieznacznie wysunęli się na prowadzenie. Autorska precyzja w tym względzie wydaje się być podszyta ironią, niczym gombrowiczowski Filidor – bo przecież historia miasta nie uznaje takiego podziału. Powszechna jest wszak świadomość, że etniczna struktura mieszkańców przedwojnia została sztucznie i brutalnie zniszczona w gettach i obozach pracy, a i szukanie współczesnych rozróżnień w tym względzie musi być kalekie. Nie da się bowiem pisać o Tarnowie sprzed Szoah i nie dostrzegać wpływu ludności żydowskiej na specyfikę miasta.
Trzeba jednak przyznać, że książka w pełni usatysfakcjonuje fascynatów kultury i historii tarnowskich (i nie tylko) Żydów, poszukiwaczy judaików w formie literacko przetworzonej, tęskniących za szeroką panoramą historyczną miejsca, w którym polskość jest co i rusz konfrontowana z innością i musi sobie z nią radzić.
Ocaleni od zapomnienie są nie tylko mieszkańcy pochodzenia żydowskiego, ale też Romowie czy Ukraińcy. Jedna z autorskich opowieści o powstawaniu książki przedstawiała jedyną ocaloną Cygankę, która za swoją historię żądała tantiem ze sprzedaży powieści.
Każdy, kto przyzwyczaił się już do jednowymiarowości etnicznej współczesnego miasta, może odetchnąć głęboko powietrzem, w którym splatają się różne nacje, mentalność buduje się poprzez docieranie, a zawołania kupców muszą wpasowywać się w kilka języków odbiorców różnorakich towarów. Przy tym Tarnów w powieści Kobierskiego, to zarazem miasto nieco nostalgicznie prowincjonalne, ale też w swej strukturze wyraziście aspirujące do wielkomiejskości – znajdziemy wśród bohaterów inteligentów, przedsiębiorców, polityków, których drogi co i rusz się przecinają z przedstawicielami innych warstw. Finezja stylistyczna autora pozwoliła na ocalenie nie tylko faktów i nazw ulic, ale też atmosfery miasta – jak mówiła prowadząca spotkanie, udało się pokazać genius loci świata przedstawianego. Nie należy też zapomnieć – jak ujęła to prowadząca – o etnograficznym poziomie fabuły, na którym przedstawia się i/ lub dokumentuje zwyczaje i tradycje wiejskie okolic Tarnowa.

Na komplementy w stylu powyższego autor nie reagował zbyt wylewnymi podziękowaniami. Widać za to było, że spotkanie w rodzinnym mieście ojca, z mieszkańcami, którzy, być może, znali kogoś z jego rodziny, było dla niego istotne nie tylko ze względów promocyjnych. Te ostatnie działania, jak twierdził, nie przekładają się na finansowy sukces książki i nie przynoszą autorom luksusu. Raz jeszcze mogliśmy posłuchać o tym, że pisanie w Polsce nie jest zawodem, a pasją, nie pracą zarobkową a raczej stanem umysłu.